Sam Kuhajów chowa się przed tętniącą życiem stryjską trasą wśród zielonych wzgórz, jak grzyb w lesie. I trójdzielna cerkiew Objawienia Pańskiego w tej małej (kiedyś — ponad pół tysiąca, obecnie 171 mieszkańców według ostatniego spisu ludności!) wsi w rejonie pustomyckim jest tak samo bajeczna. Wśród wiekowych lip, na zielonej polanie — autentyczność wśród autentyczności (gdzie patrzyło UNESCO?). Malutka, jakby zabawkowa – a trudno uwierzyć, że to prawdziwa, poważna świątynia. Ilu wiernych zmieści się w tym miniaturowym babińcu, czy będzie miejsce dla księdza, żeby się obrócić, a jeżeli jeszcze chór – wiele innych podobnych pytań rodzi się w głowie przy pierwszym spojrzeniu na tę calineczkę wśród drewnianych cerkwi obwodu lwowskiego. Na niektóre z nich można odpowiedzieć suchymi liczbami: na przykład, że powierzchnia świątyni wynosi tylko 75 metrów kwadratowych (co w naszych czasach jest mało nie tylko dla budynku sakralnego, ale także dla przeciętnego prywatnego domu), 10 metrów długości, 7,5 szerokości. Dla nas jest to niewiele. Dla opolan, którzy wznieśli budynek w ostatnich latach XVII wieku, tego całkiem wystarcza. Wykończona trzema spiczastymi kopułami namiotowymi, w stylu jak bojkowska, ale zręby nie są jałowe, lecz dębowe, a jeszcze miniaturowe rozmiary — jak opolska.
Na ościeżnicy drzwi widnieje data: 1693 rok. Miniaturowe okna wyłącznie na południowej fasadzie wskazują na starszy czas budowy lub na zbyt silne tradycje — tak dawno nie budowano w końcu XVII wieku.
Do XXI wieku świątynia przetrwała w niemal niezmienionym stanie. Dopiero podczas jednego z remontów na przestrzeni tych 300 lat, do północnej ściany ołtarza maleńkiej cerkwi dobudowano zakrystię. Wyszła ona większa od części ołtarzowej — trudno byłoby zbudować ją mniejszą od ołtarza, jest on tak mały. W czasach radzieckich cerkiew była zamknięta, podobnie jak w sąsiednich wsiach. W czasie manewrów kierownik kołchozu postanowił zburzyć cerkiew ciężkim sprzętem wojskowym. Już owinęli ją linami i czekali na pozwolenie. Przyszedł dowódca, obszedł ją dookoła i powiedział: „Ja nie budowałem tego i niszczyć nie będę. Odczep!” Tylko stan cerkwi-perełki był wyjątkowo katastrofalny, gont dachu wymagał wymiany. Choć ostatni remont był nie tak dawno: mieszkańcy wsi remontowali swoją zamkniętą cerkiew dwukrotnie — w latach 60. XX wieku i w 1985 roku. Potajemnie w nocy przybijali nowy gont: bali się kłopotów z aparatem partyjnym. Niestety, nikt wtedy nie zasugerował, że gontu nie należy piłować, tylko rąbać.
W 1989 roku cerkiew z zewnątrz została pomalowana na brązowo, a wewnątrz ściany pokryto prostym malowidłem. W krótkim czasie cerkiew triumfalnie się odrodziła, na fali wzniesienia mieszkańcy wsi wybudowali w Kuhajewie większą cerkiew murowaną, na której skupili wszystkie środki i wysiłki. A potem był kryzys związany z brakiem pieniędzy i małą liczbą ludności… Stara świątynia była opuszczona, jakby czekała na nieuchronny koniec. Jednak nieobojętni mieszkańcy Kuhajewa nie pozwolili na zniknięcie starożytnej perły architektury ludowej. Andrij Saluk, przewodniczący lwowskiej organizacji obwodowej UTOPIC i inicjatywa społeczna „Uratować cerkiew w Kuhajewie” (działa od 2012 r.).
Ratują krok po kroku: najpierw zainstalowano system alarmowy, później (2017 r.) pokryto piramidalne dachy cerkwi folią paroprzepuszczalną, która pozwala drewnu oddychać i zapobiega niszczącym ikonostas deszczom i śniegom. Następnie w 2018 roku udało się pokryć świeżym gontem trójkondygnacyjną dzwonnicę szkieletową (koniec XVII w.).
Dlaczego zabrali się do renowacji dzwonnicy, a nie cerkwi, dlaczego taki dziwny sposób postępowania? Po prostu logiczne: zła pogoda i wilgoć zrobiły swoją brudną sprawę. Status zabytku architektury o znaczeniu krajowym nie gwarantuje wiejskim cerkwiom wsparcia finansowego ani profesjonalnej renowacji. Cerkiew Objawienia Pańskiego zbyt długo stała jako bezradna ruina. Dach świątyni i częściowo ściany były całkowicie spróchniałe. Gont dachu kruszy się pod lekkim dotykiem — jest on spróchniały, zgniły. Zrąb atakowały korniki. Ze względu na częste powodzie świątynia została silnie obsadzona. Dębowe fundamenty budynku wymagają natychmiastowej wymiany. Jeden niewłaściwy ruch i istnieje ryzyko utraty zabytku. Dlatego w cerkwi specjaliści konserwatorzy pracują ostrożnie, filigranowo, aby nie zaszkodzić.
Jeśli w 2010 roku, zgodnie z dokumentacją projektową, na ratowanie cerkwi potrzeba było 3,3 mln hrywien, to w 2017 roku eksperci mówili już o kwocie 5,5 mln hrywien.
Wewnątrz cerkiew też była niesamowita – wszystko jest takie staroświeckie, prawosławne – do przyjęcia Unii przez diecezję lwowską było jeszcze siedem lat. Wspaniały barokowy czterorzędowy ikonostas był kilkakrotnie przebudowywany przez mistrzów. Poszczególne jego części pochodzą z 1702 r., inne pojawiły się sto lat później, w 1806 r. Nazwiska artystów nie są znane – byli to zwykli mistrzowie ludowi. Od dołu do góry: predella, rząd namiestny, świąteczny, apostolski i proroczy. Niektóre z ikon – z resztkami złocenia, na innych ledwo można zrozumieć, kto jest przedstawiony – wilgoć i tutaj zaszkodziła. A wszystko to wśród rzeźbionych liści akantu, słoneczników, winorośli i ozdobnych ornamentów. Ciekawy rząd namiestny — są tylko jedne drzwi diakońskie — na drugie brakuje szerokości nawy. A wrota diakońskie z archaniołem Michałem zostały skradzione w 2011 roku. Interesująca ikona Matki Boskiej Hodegetrii w typowym stylu dla Galicji XVI-XVIII w.: częściowo srebrzona, pokryta szafranowym lakierem. Z tego powodu wydaje się, że obraz jest pokryty złotem. Latem 2020 roku podjęto decyzję o przekazaniu ikonostasu do pracowni konserwatorskich w celu odrestaurowania. Wróci do swoich penatów już w odnowioną, odrestaurowaną cerkiew. Wierzymy, że tak się stanie.